5.11.2014

/siódma wyzwala w tobie smutek/

Oczy Anabel kolejny raz się zaszkliły, gdy gruba igła powoli przecinała delikatną skórę ręki. Nigdy nie lubiła tego uczucia, gdy wstrzykiwali do jej żył leki, które i tak nie pomagają. Anabel była zbyt pewna swojego przeznaczenia.
— Jeszcze chwila. — Potulny głos pielęgniarki sprawił, że dziewczynka lekko się rozluźniła.
— Która godzina? — Anabel spojrzała w stronę drzwi, które wciąż były tak samo uchylone i wciąż nikt przez nie nie przechodził.
— Już przyszedł. — Słowa, które zostały wypowiedziane, ożywiły Anabel. Jej źrenice automatycznie się powiększyły, jak u osoby, która nałogowo zażywa narkotyki... ale Anabel nie była uzależniona, ona cieszyła się z powrotu chłopaka.
Młoda pielęgniarka zakleiła różowym plastrem miejsce, w które jeszcze przed chwilą wbijała igłę. Uśmiechając się, opuściła pokój i kiwnięciem głowy pozwoliła wejść stojącemu w kącie Ashtonowi. Chłopak nie czekał ani sekundy dłużej. Miał kolejny prezent do przekazania, nie chciał z tym zwlekać.
— Zamknij oczy — powiedział, gdy jedną nogę postawił na terenie pokoju. Anabel szybko wykonała jego prośbę, co nakłoniło Ashtona do dalszych działań. Podchodząc do łóżka, ostrożnie położył owiniętą kolorowym papierem rzecz.
Szeroki uśmiech Anabel nie schodził z twarzy, gdy z zamkniętymi oczami czekała na nadchodzące wydarzenia. Jej dłonie były niespokojne, a oczy rozbiegane pod powiekami.
Chcę, żeby Ashton był tak szczęśliwy, jak ja teraz.
— Otwórz.
Anabel rozejrzała się dookoła. Pierwsze co zauważyła, to duży, czerwony nos doklejony do twarzy Ashtona. Widok ten sprawił, że zaczęła się głośno śmiać. Jej dłoń szybko dotknęła niebieskich włosów, które również nie były prawdziwe. Spojrzała w dół i wtedy wreszcie spostrzegła to, co powinna była zobaczyć od razu.
— Dziś też nie mam urodzin. — Westchnęła, gdy jej drobne rączki chwyciły kolejny prezent. Spojrzała na Ashtona, który nie przestawał się uśmiechać. Gestem ręki nakłonił ją do rozerwania papieru.
Anabel znów zaczęła się śmiać. Szybko założyła nos, który znajdował się pod zawiniętym papierem. Teraz wyglądała prawie tak samo jak Ashton. Podbiegła do małego lustra, znajdującego się w kącie pokoju. Dosyć intensywnie się sobie przyglądała.
— Zapomniała panienka o włosach. — Cichy szept wywołał u Anabel drobne dreszcze. Ma osiem lat, a na bliskość drugiej osoby reaguje jak dojrzała dziewczyna. Ashton zebrał jej długie, proste włosy w całość i spiął je małymi spineczkami, a potem ostrożnie nałożył różową perukę
— Nie chcę różowej. — Anabel tupnęła nogą i skrzyżowała dłonie na piersi. Jej zachowanie diametralnie się zmieniło, a Ashton nie potrafił zrozumieć czemu.
— Księżniczki często mają na sobie rzeczy tego koloru. Tutaj ty jesteś księżniczką. — Usiadł na podłodze, podtrzymując się o ugięte za plecami ręce. Anabel przez dłuższą chwilę myślała nad jego słowami. Analizowała każdy wyraz po kolei, starając się znaleźć jakieś zaprzeczenie, ale wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Księżniczki z bajek, które zwykła oglądać, często ubrane były w długie, piękne, różowe sukienki.
— Czemu jesteśmy klaunami? — Zapytała, zmuszając Ashtona do wyprostowania nóg, aby mogła na nich usiąść. Chłopak zaśmiał się, widząc jak bardzo to zadanie ją męczy, ale nie mógł się z nią siłować. Musiał ciągle pamiętać, że Anabel nie może się męczyć.
— A czemu nie? Możemy wszystko. Dzisiaj jesteśmy klaunami, a jutro możemy być bezdomnymi, którzy w obdartych i brudnych ciuchach będą chodzić po korytarzach i zaczepiać lekarzy lub pielęgniarki. Potem możemy być małpami, a kiedy ta zabawa okaże się nudną, ty będziesz mną, a ja tobą. Będziesz grała na perkusji, ciesząc się z każdej upływającej sekundy, tylko po to, by później zrobić to jeszcze raz i kolejny, aż wreszcie całość wyjdzie dobrze. A ja będę tu leżał i będę przyjmował każdy pojedynczy zastrzyk, którego ty nie lubisz. I to ja będę miał ręce przepełnione różowymi plastrami. Będę czekał aż do mnie przyjdziesz z nową niespodzianką, a potem nie pozwolę ci odejść i będziesz miała trudny problem do rozwiązania, bo nie odpuszczę tak łatwo...
Anabel słuchała słów Ashtona, który z nadzieją opowiadał o swoich planach, które nigdy się nie spełnią. Zdradzał jej tajemnice inne od tych prawdziwych. Kolejne dni były już przez niego zaplanowane, ale nie w sposób, w jaki o nich mówił.
— A będziemy jeść lody? — Dziewczynka wreszcie przerwała Ashtonowi. Jej łagodny uśmiech rozbawił chłopaka, ale nie wiedział czemu tak się stało. Uważał, że to wina nosa, ale nie potrafił podtrzymać tego zdania.
— Wszystko, co tylko będziesz chciała. — Głośny pisk radości rozszedł się po całym pokoju. Anabel wstała i zaczęła śpiewać piosenkę, którą wczoraj śpiewał Ashton wraz z przyjaciółmi, starając się wykonywać ruchy, które oni także wczoraj robili.
— Opowiesz mi coś? — Szybko kiwnęła główką i na krótką chwilę się uspokoiła. — Powiedz mi, jak długo tu jesteś, czy miałaś przyjaciół, na co chorujesz, co byś chciała robić, gdybyś dostała szansę na wyjście i wszystko inne, co chcesz powiedzieć. — Przez dłuższy moment w pokoju panowała całkowita cisza. Anabel zastanawiała się, czy w ogóle powinna coś powiedzieć, ale wiedziała, że musi.
— Teraz jestem tu parę miesięcy. Wcześniej mogłam mieszkać w domu z mamusią i tatusiem. Kochali mnie wtedy. Często chodziliśmy do zoo i tam była biała owieczka z czarnymi plamkami. Tatuś mówił, że ona jest tak samo wyjątkowa, jak ja. — Ponownie nastała cisza, która spowodowana była hałasem, który dział się gdzieś poza pokojem. Anabel podbiegła do drzwi, uchyliła je i obserwowała co się dzieje.
— Malcu, nie zwracaj na to uwagi, mów dalej. — Ashton widząc przewożoną na łóżku zakrwawioną kobietę, próbował odciągnąć Anabel od tego widoku i na szczęście mu się to udało.
— Często odwiedzała mnie Rose. Jest śliczną blondynką. Mamusia zawsze mówiła, że mogłybyśmy być bliźniaczkami, gdyby nie kolor włosów. Kiedyś zabrała mi mojego misia i wtedy tatuś kupił mi tego. — Wskazującym palcem pokazała na leżącego na łóżku pluszaka. Kiedy skończyła opowiadać o przyjaznych dla niej tematach, uśmiech, który gościł na jej twarzy, automatycznie zamienił się w smutek. — Potem pan lelarz powiedział, że nie mogę być już dłużej w domu.
Anabel opowiadała jeszcze przez kilkanaście minut, a Ashton uważnie słuchał, starając się zapamiętać z tego jak najwięcej. Po zakończonej rozmowie, podał Anabel kartkę i długopis, prosząc o napisanie kolejnego marzenia. Dziewczynka nie musiała się długo zastanawiać. Jej drobne dłonie szybko napisały dziewięć ważnych dla niej słów. Złożona kartka szybko trafiła do koperty, podpiętej już pod nadmuchany balon. Ashton szybko pożegnał się z Anabel i opuścił szpital, idąc w miejscu, w którym wczoraj stali jego przyjaciele. Patrząc w małe okno budynku, wypuścił sznurek z ręki i obserwował radość Anabel.
Odszedł, pozostawiając ją znów samą.

1 komentarz: