14.09.2014

/przy drugiej masz nadzieję/

 Anabel, co dziś robiłaś?  Delikatny i cichy głos matki dobiegł do uszu małej Anabel. Milczała przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy powinna powiedzieć o spotkaniu z młodym chłopakiem.
Jej błękitne oczy rozbiegane były po całym pomieszczeniu, w którym zwykła mieszkać ostatnimi czasy. Przebywała tu już ponad miesiąc, ale wciąż bała się zostawać sama w pokoju. Kiedy zasypiała, musiała być przy niej jakaś pielęgniarka. Jeśli była sama, pogrążała się w koszmarach, które sprawiały, że budziła się z krzykiem i robiła sobie krzywdę. Anabel bała się tego miejsca. Wszechobecna biel źle oddziaływała na jej psychikę, ale musiała do tego przywyknąć. Jedyne miejsce, gdzie istniały inne kolory niż biel, to widok z jej malutkiego okna.
 Bawiłam się  Odpowiedziała, gdy przypomniała sobie o obecności rodziców w pokoju. Przyjrzała się ich twarzom, które były zmęczone ciągłymi obietnicami i wiarą w coś, co nigdy nie nastąpi.
 Kupiliśmy ci prezent... właściwie to tata ci kupił, bo ja nie miałam na to czasu.  Matka Anabel głośno westchnęła, spuszczając głowę w dół zaczęła męczyć swoje palce, wyginając je w różne strony.
 Chcę zostać sama.  Niepewnie przechyliła główkę w stronę okna, by chwilę później do niego podejść. Delikatnie je uchyliła i nosem wciągnęła świeże powietrze wpadające do pomieszczenia.
 Nie chcesz nas widzieć?  Załamany głos ojca zabrzmiał przy jej uszach. Odwróciła się i spoglądając w górę, napotkała jego wzrok.
 Nie. Chcę iść do mojego przyjaciela. Miał dużo krwi. Chcę zobaczyć, czy jest już czysty.
Anabel przeszła przez cały pokój, by dojść do drzwi i skierować się na odpowiedni korytarz. Przez chwilę zastanawiała się, czy sprawianie bólu rodzicom powinno być dziś na pierwszym miejscu. Przecież tak długo czekała na ich wizytę, a teraz pragnie jedynie zobaczyć się z Ashtonem.
Drobne stópki zaprowadziły ją do właściwego pokoju. Przez uchylone drzwi zobaczyła siedzącego na łóżku chłopaka oraz dwóch innych, którzy skakali i śpiewali. Mały uśmiech wpłynął na jej twarz. Zakryła dłonią usta, by zagłuszyć wydany z siebie chichot, ale to nie pomogło. Zdezorientowany wzrok Ashtona obdarzył ją zimnym spojrzeniem, jednak szybko się rozpromienił, wysyłając dziewczynce pozytywne emocje.
 Anabel.
 Ashton!  pisnęła z radości i podbiegła do niego. Powoli wskoczyła na łóżko chłopaka. Ashton wysunął dłoń i ponownie uścisnął rączkę Anabel. Zaśmiał się, gdy jej malutkie palce zostały zatrzaśnięte w jego dużej dłoni.
 Co tu robisz?
 Już ci mówiłam. Dzieci takie jak ja mają specjalne prawa. — Zachichotała, gdy obejrzała się za siebie i dostrzegła dwie nieznajome twarze, które pokrywały się zdziwieniem.
 Czy do tych praw zalicza się robienie rzeczy, których normalne dzieci nie mogą?  Anabel pokiwała głową, gdy po dłuższej chwili zastanowienia nie dostawała odpowiedzi.
Nie czekając ani sekundy dłużej, położyła się na wolnym obok Ashtona miejscu i przykryła się kołdrą. W tej chwili została obdarzona każdym pojedynczym spojrzeniem, ale nie przejmowała się tym. Była tak bardzo zmęczona, że uznała to za jedyne rozwiązanie.
 Ten pan ma śmieszne włosy. Mamusia kiedyś widziała podobne w telewizji i powiedziała, że chłopcy z takimi włosami są bandziorami.
 Michael ty bandziorku.  Ashton zaczął się naśmiewać z przyjaciela, co sprawiało radość Anabel. Jej usta trwały w ciągłym uśmiechu i niekiedy jej cichy śmiech rozbrzmiewał w pomieszczeniu.
 Szkoda, że mama nie powiedziała ci, żeby nie wchodzić bez zaproszenia.  Oschły ton Michaela pozbawił dziewczynkę wszystkich uczuć. Jej twarzyczka stała się smutna, a ciało szybko wyszło spod kołdry. Spuściła głowę w doł i powoli kierowała się do drzwi. Drobna, pojedyncza łza wyleciała z kącika oka dziewczynki, gdy ostatni raz spojrzała na twarz Ashtona.
 Michael durniu! Ona ma osiem lat. Jest chora, ma specjalne prawa, nie słyszałeś?!  Ashton zaczął się kłócić z przyjacielem, podczas gdy Anabel szła powoli przez kolejny biały korytarz szpitala.
 Gówno mnie to obchodzi!
 A powinno! Przyszła do mnie! Do M N I E! Rozumiesz?   Chłopak krzyczał coraz głośniej. Jego złość przewyższała rozsądek i nie zamierzał przestać, dopóki nie usłyszy przepraszających  słów.
 Ej chłopaki, przestańcie!  w rozmowę wtrącił się ostatni z będących w pokoju chłopaków. Jego głos był spokojny i brzmiał przyjaźnie. Anabel na pewno by go polubiła.  Ashton wyluzuj. Michael, serio przegiąłeś. To tylko mała dziewczynka...
 Posiadająca specjalne prawa!  krzyk Ashtona przepełnił cały pokój. Gdyby istniała możliwość wysyłania z ciała promieni oznaczających emocje, chłopak byłby całkowicie oświecony.
 Stary wyluzuj. Mam cię dość, zwijam się stąd.
Anabel błąkała się po szpitalu. Jej stópki kierowały ją w miejsca, które były jej najbardziej znane. Miejsca, które często odwiedzała. W końcu opadła na podłogę, a błękitne oczka zostały zasłonięte powiekami.
Nastała ciemność.
Nastał ból.

3 komentarze:

  1. OMG. Nwm co powiedzieć. Przede wszystkim: Mikey ej, tak się w stosunku do dzieci nie robi. Heeeeloooooł!
    Będę tu wpadać. Co jest małej? Czemu ona tam musi siedzieć? Max weny ;)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Szkoda tylko, że taki krótki. Zastanawia mnie, na co chora jest Anabel i jak rozwinie się jej relacja z Ashtonem. Lecę szybko czytać następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń