28.09.2014

/z trzecią powoli się godzisz/

— Zabierzcie ją na salę! Musimy jak najszybciej podać jej leki. — Krzyki głównego lekarza zajmującego się Anabel słyszalne były z dalekich odległości. Doktor Smith nie martwił się tym, że swoim donośnym głosem może obudzić zmęczonych pacjentów, którzy właśnie teraz postanowili udać się na drzemkę. Jedyne, co naprawdę go martwiło, to stan w jakim znajdowała się dziewczynka.
Kilka pielęgniarek szybko podbiegło z wózkiem, a przypadkowy lekarz posadził na niego Anabel. Delikatnie przypieli ją cienkim pasem tak, żeby ciało nie pomyślało o tym, że może się zsunąć podczas krótkiej podróży na salę.
Michael po kłótni z przyjacielem wciąż błąkał się po szpitalu, zastanawiając się, jak przeprosić dwie osoby, które jeszcze chwilę temu skrzywdził. Chodził wzdłuż korytarzy i wracał się z powrotem pod salę Ashtona. Krążył w kółko nawet tego nie zauważając.
Jego nagłą uwagę przykuły głośne krzyki i płacz jakiejś kobiety. Ciekawość i tym razem zwyciężyła nad rozwagą. Michael powoli kierował się w stronę, z której dochodził hałas. Jego serce biło coraz szybciej, a oddech przyśpieszał. Bał się, że zaraz zobaczy jakąś scenę z filmu, w którym zapłakana kobieta przytula się do męża po tym, jak dowiedziała się o śmierci bliskiej osoby. Tym większe było jego zdziwienie, gdy zobaczył zupełnie co innego. Młoda kobieta stała z dłońmi przyciśniętymi do szyby, podczas gdy prawdopodobnie jej mąż starał się ją odsunąć. Michael przeniósł swój wzrok na szybę i w chwili, w której to zrobił, pożałował wszystkich swoich czynów i słów, jeszcze bardziej niż żałował sekundę temu.
— Leigh, oh Leighton... nasza mała dziewczynka z tego wyjdzie, jak za każdym wcześniejszym razem. — Michael schował się za ścianą, wychylając jedynie głowę, przyglądał się, jak lekarze walczą o życie Anabel. Mimo wrogiej postawy, którą okazywał względem dziewczynki, marzył o tym, żeby wróciła do zdrowia i znów chichotała tak jak wtedy, gdy cicho stała w wejściu pokoju przysłuchując się rozmowie przyjaciół.
Nie czekając ani sekundy dłużej, pobiegł do sali przyjaciela, który wciąż czekał aż w końcu usłyszy od lekarzy, że może wrócić do domu, bo przecież nie miał aż tak mocnych obrażeń. Zamiast zajmować się nim, mogliby skupić się na kimś z poważniejszymi objawami, czy ranami. Michael wbiegł do pokoju chłopaka i wyciągnął go za rękę z łóżka. Ashton o mało co nie upadł na podłogę, ale Michael nie przejmował się tym faktem. Biegł z przyjacielem przez korytarze, aż wreszcie dotarł do właściwego. Kobieta wciąż stała przyciśnięta do szyby, a łzy jeszcze mocniej spływały po jej policzkach.
— Michael do cholery! Co ty robisz? — Ashton zupełnie niczego nie świadomy, zaczął krzyczeć na przyjaciela, ale ten nie przejął się kierowanymi w jego stronę słowami. Starał się zwrócić uwagę Ashtona na dziejące się za szybą czyny.
— Anabel — wyszeptał, powoli podchodząc do rodziców dziewczynki. Tym jednym słowem zwrócił ich uwagę na siebie. Matka zaprzestała płakać, a ojciec patrzył się na niego, całkowicie zaskoczony obecną sytuacją.
Ashton spoglądał na dziewczynkę bezwładnie leżącą na łóżku. Pojedyncza łza wypłynęła z jego oka, gdy aparatura wystukiwała słaby i powolny rytm serca.
— Znasz naszą córkę? — Cichy, zapłakany szept Leigh wyrwał Ashtona ze stanu, w którym się obecnie znajdował. Przepełnionym łzami wzrokiem spojrzał na kobietę stojącą obok niego. Przypatrywała się mu z dziwnym, zagadkowym wyrazem twarzy. — Ty jesteś tym brudnym od krwi przyjacielem? — Ponowiła pytanie, gdy na poprzednie nie otrzymała odpowiedzi.
W międzyczasie obok Michaela zjawili się pozostali przyjaciele chłopaka. Obaj stali całkowicie zdziwieni. Każdy z nich cierpiał równie mocno co Ashton. Każdy z nich mógł zapobiec tej sytuacji, gdyby tylko powstrzymali Michael'a przed powiedzeniem tylu nie miłych słów.
Ashton wreszcie wyrwał się ze świata, w którym spędził kilka ostatnich sekund lub minut. Rękawem ubrudzonej bluzy przetarł załzawione oczy i pokiwał głową. Czuł się, jakby cofnął się w rozwoju o kilka lat i znów nie umiał mówić. Ale umiał... tylko nie wiedział jak.
— To do ciebie poszła... to z tobą wolała spędzić czas... moja mała córeczka wybrała jakiegoś zdemoralizowanego nastolatka zamiast swoich rodziców.
— Ashton nie jest zdemoralizowany. — Calum nie potrafił słuchać jak obcy ludzie oceniają jego przyjaciela. Michael i Luke poparli słowa Hooda, ale Irwin dał im wyraźny znak, żeby się nie wtrącali. Tą sprawę musiał załatwić sam.
— Wy też tacy jesteście! — Krzyk kobiety przywrócił ojca Anabel do rzeczywistości. Zamiast patrzeć jak oddech córki wraca do normy, zmuszony był do opanowania swojej żony.
— Nasz wygląd nie mówi o tym, jacy jesteśmy, a pani jest kolejną bogatą kobietą, która patrzy na wszystkich przez pryzmat stereotypów. Kolorowe włosy, podarte ciuchy, to pewnie musi być zły człowiek. Nie liczy się to, co robimy, prawda? Liczy się to, jak wyglądamy. Mam nadzieję, że Anabel taka nie będzie... że nie będzie oceniać po pozorach. I wie pani co? Jedno wiem na pewno. Wiem, że taka nie jest, bo mimo, że siedziałem na wózku cały we krwi, ona jedyna nie spojrzała na mnie spode łba. Usiadła obok i rozmawiała. A ma tylko osiem lat.
Ashton po skończonym monologu odwrócił się do przyjaciół, którzy patrzyli na niego pełni podziwu. Leigh momentalnie zamilczała, prawdopodobnie przyswajając do siebie wypowiedziane przez chłopaka słowa. Niezręczną ciszę przerwał lekarz, który wreszcie wyszedł z pokoju i stanął przed rodzicami Anabel.
— Doktorze, co z naszą córką? — Ed odsunął matkę za siebie, jakby obawiał się kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji.
— Anabel lubi nas zaskakiwać. Przywróciliśmy jej regularny oddech i natychmiast się obudziła. Jest to dla nas całkiem nowa sytuacja. — Lekarz z każdym wypowiedzianym słowem trzymał złączone ręce, które delikatnie pocierał.
— Możemy ją zobaczyć?
— Czy ty masz na imię Ashton? — Tym razem lekarz zwrócił się do chłopaka, całkowicie ignorując poprzednie zadane mu pytanie. Ash zdezorientowany spojrzał na przyjaciół i kiwnął głową. — Anabel chce się tylko z tobą zobaczyć, więc państwa poproszę do swojego gabinetu.
Ashton odwrócił się w stronę szyby, by napotkać zmęczone spojrzenie dziewczynki. Lekko się uśmiechnął, gdy Anabel słabą dłonią zaczęła do niego machać. Kątem oka zauważył, jak rodzice dziewczynki i lekarz odchodzą w nieznanym mu kierunku. Wtedy ponownie się odwrócił, tym razem do przyjaciół, którzy gestykulując zachęcali go do wejścia na salę. Tak też zrobił.

4 komentarze:

  1. Jezu *o*
    świetnie piszesz
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj trafiłam na to opowiadanie. I będę tutaj wpadać często.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero znalazłam to opowiadanie, ale spodziewaj się mnie jeszcze ;) Świetny rozdział ;* Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, nie lubię rodziców Anabel. A rozdział, tak jak poprzednie, bardzo ciekawy i wciągający.

    OdpowiedzUsuń